W Stanach Zjednoczonych wprowadzono przepisy regulujące emisję w nowych samochodach osobowych i lekkich ciężarówkach, czyli m.in. ogromnych pick-upach, którymi w Ameryce wozi się zazwyczaj powietrze. Regulacje dotyczyć będą aut z roczników 2023-26, ale już teraz wiadomo, że w 2027 roku wprowadzone zostaną kolejne, jeszcze bardziej wymagające normy.

Zgodnie z nowymi zasadami, wzorowanymi na rozwiązaniach kalifornijskich, samochód powinien przejechać 23,3 kilometra na jednym litrze paliwa. Do tej pory obowiązywał dystans 18,7 kilometra. Amerykańska agencja środowiskowa podała, że dzięki sukcesywnie zaostrzanym rygorom do 2050 roku uda się zredukować emisję o połowę, a statystyczny kierowca zaoszczędzi prawie 2 tysiące dolarów na paliwie.

Unia Europejska, jak wiadomo, podchodzi do zagadnienia znacznie ambitniej od Stanów i zamierza zredukować emisję o 55% do roku 2030. Komisja Europejska postuluje, żeby od roku 2035 sprzedawać wyłącznie samochody bezemisyjne. Na ile to jest realne, a ściślej jak bardzo to jest nierealne, to już osobna sprawa. Na razie europejska motoryzacja przygotowuje się do wejścia w życie normy Euro 7, która choć została ostatecznie złagodzona w stosunku do pierwotnych projektów, i tak jest bardziej restrykcyjna od przepisów amerykańskich.

A co na naszym krajowym gumnie? No więc, jak niedawno donosiliśmy, pan premier zadeklarował na szczycie klimatycznym w Glasgow, że do 2035 roku w Polsce sprzedawane będą wyłącznie samochody bezemisyjne. To znaczy bezemisyjne to one będą tylko teoretycznie, bo my nie mamy bezemisyjnych źródeł prądu. Wiatraki nie dobre, bo się kury nie niosą, fotowoltaika nie pasuje, bo nie będzie Kowalski z Nowakiem zarabiał na tym, że ma panele na dachu, z kolei elektrownie atomowe to pieśń tak odległej i niepewnej przyszłości, że w ogóle nie ma co ich brać pod uwagę.

No więc co robić, czym jeździć? Sprawa elektrycznego polskiego samochodu marki Izera się ślimaczy, w Jaworznie gdzie ma powstać fabryka wciąż szumi lasek, a projekty utknęły w fazie makiet.

Dlatego znów musimy wkroczyć my, nieformalni i nieproszeni doradcy rządu do spraw rozwoju motoryzacji ekologicznej. Otóż pragniemy zwrócić uwagę, że są już bardzo ciekawe i w przeciwieństwie do Izery jeżdżące prototypy pojazdów niskoemisyjnych.

Oto niskoemisyjny, napędzany biopaliwem (konkretnie owsem) biosamochód powstały na bazie sprawdzonej konstrukcji Polskiego Fiata 126p oraz komponentu hippicznego uzyskanego z tego, co zostało po stadninie w Janowie. Co prawda pojazd nie jest całkowicie bezemisyjny, ale to co emituje, można pozbierać. Poradniki ogrodnicze podają, że na tych emisjach świetnie rosną róże, pieczarki i storczyki. Biosamochód jest również częściowo autonomiczny. Nie tylko sam utrzymuje właściwy tor jazdy, ale w razie niedyspozycji kierowcy potrafi samodzielnie wrócić do garażu. Największą zaletą tej przyszłościowej konstrukcji jest jednak niezależność od krajowej energetyki, sieci przesyłu, górniczych związków zawodowych oraz ministra aktywów państwowych.

Artykuł pochodzi z portalu: https://warsztatowiec.info/
https://warsztatowiec.info/zbudujmy-fsm-fabryke-samochodow-maloemisyjnych/