Dziennik „The Telegraph” donosi, że brytyjskim parkingom wielopoziomowym budowanym w latach 60. i 70. grozi zawalenie pod ciężarem samochodów elektrycznych. Tę alarmistyczną prognozę opracowało Brytyjskie Stowarzyszenie Parkingowe.
Jak się okazuje, konstruktorzy nie przewidzieli, że masa samochodów tak znacząco wzrośnie, więc stawiane przed dekadami budowle nie są przygotowane na mocno zwiększone obciążenia. Do 1976 roku nie było też żadnych oficjalnych zaleceń technicznych dotyczących nośności wielopoziomowych parkingów. W efekcie nadgryzione już zębem czasu konstrukcje mogą nie podołać brzemieniu elektrycznych SUV-ów ważących po dwie i pół tony, czyli dwa razy więcej niż np. Ford Cortina, popularne w Wielkiej Brytanii rodzinne auto z lat 70. „The Telegraph” wskazuje, że być może konieczne będzie wprowadzenie ograniczeń i właściciele najcięższych samochodów nie będą na starsze parkingi wpuszczani.
Swoją drogą warto zauważyć, że przez ostatnich parę dekad samochody generalnie urosły i zrobiły się cięższe i to nie tylko te bateryjne. Na przykład Golf pierwszej generacji w swojej najlżejszej wersji ważył 790 kg. Ten obecnie produkowany „zaczyna się” od 1255 kg, przy czym model elektryczny jest z pół tony cięższy.
Czy troski brytyjskich parkingarzy powinny przyprawiać o niepokój również nas? Spokojnie, obywatele, nie mamy się czego bać. Po pierwsze wielopoziomowych parkingów sprzed pół wieku w zasadzie u nas nie ma. Jedyny jest chyba pod hotelem Victoria w Warszawie. Po drugie – elektrycznych samochodów jest w Polsce całej tyle, że gdyby się coś miało pod nimi zawalić, ich właściciele musieliby się jakoś umówić i zrobić zjazd gwiaździsty.
W ogóle z transformacją elektromobilną w naszym kraju jest dziwna sytuacja. Głównie polega ona bowiem na ględzeniu. Ileż to się zdążyło nabić piany o milionie elektrycznych samochodów, o fali nowej technologii, na której posurfujemy w kierunku świetlanej technologicznej przyszłości. Któryż to rok państwowa spółka-konsorcjum sposobi się do uruchomienia produkcji elektrycznych samochodów, narodowych w formie i treści (chińska platforma + włoski design)! Ale jak już się powyłącza te wszystkie projektory i powerpointy, okaże się, że w Polsce całe 3% sprzedaży nowych samochodów stanowią elektryki, a infrastruktury do ich ładowania wciąż nie ma. Na szczęście zresztą, bo gdyby była, zabrakłoby do niej prądu.
Niedawno mieliśmy okazję przysłuchiwać się rozmowie, w której wzięli udział eksperci z bardzo znanej sieci warsztatowej, której patronuje jedna z czołowych światowych firm technologicznych. Zapytani, czy wolne warsztaty już teraz mają się przygotowywać do obsługi samochodów elektrycznych, odpowiedzieli, że na razie jest to wąziutki margines rynku i nie należy się spodziewać żadnej rewolucji, tylko powolnej ewolucji. Natomiast po szczegółowe dane na temat tego, co będzie, powiedzmy, za lat 10, eksperci z sieci warsztatowej odsyłają do innych ekspertów: tarocistów, astrologów, ewentualnie wizjonerów z ministerstwa.
Zdjęcie: Freepik
Najnowsze komentarze