Dobrze poinformowany i opiniotwórczy niemiecki tygodnik „Die Zeit” donosi, że Volkswagen przygotowuje swoich pracowników na poważną redukcję zatrudnienia. Jak twierdzi pismo, Thomas Schaefer, szef marki tłumaczył to na spotkaniu z przedstawicielami potężnego związku zawodowego IG Metall krytyczną sytuacją w jakiej znalazła się firma. Cierpieć ma ona na brak zamówień oraz zbyt wysokie koszty, przez co VW utracił swoją konkurencyjną pozycję.  

Grupa Volkswagen przygotowuje wdrożenie planu oszczędnościowego, który ma wyciągnąć markę z finansowych tarapatów. Jak wiadomo korporacyjne plany oszczędnościowe zazwyczaj polegają na tym, że pracownika się zwalnia, a jego obowiązki dzieli między trzech innych szczęśliwców, którzy roboty jeszcze nie stracili.

Aby rzucić więcej światła na przyczyny zadyszki Volkswagena, należałoby przypomnieć nieco wcześniejsze doniesienia z rynku motoryzacyjnego. Nie tak dawno cała europejska prasa pisała o spięciu na linii Bruksela – Pekin. Towarzyszy chińskich rozeźliło wszczęcie przez Komisję Europejską śledztwa w sprawie subsydiowania przez Pekin chińskich producentów samochodów elektrycznych, które są sprzedawane na europejskich rynkach po dumpingowych cenach, co w Europie uznawane jest za nieuczciwą walkę konkurencyjną. Chińczycy zareagowali gwałtownie, grożąc między wierszami, że nałożenie przez UE karnych ceł na chińskie samochody spotka się z adekwatną reakcją Pekinu wobec europejskich producentów działających na tamtejszym rynku. No i tu dochodzimy do istoty sprawy. Otóż Chińczycy wpuścili Europę w maliny, a cała operacja trwała długie lata. Co więcej, zamiary chińskich „partnerów” były aż nadto czytelne, tyle że zachłyśnięte gigantycznymi zyskami wypracowywanymi w Chinach zarządy europejskich koncernów motoryzacyjnych tego nie dostrzegały, bo zamiast spojrzeć nieco dalej, wpatrzone były w fantastyczne raporty finansowe.

Kiedy parę lat temu Europa postanowiła przestawić zwrotnicę i skierować pociąg na tory elektromobilności, nie brakowało głosów, że wystawia się w ten sposób na nierówną walkę z chińskimi producentami, rezygnując z przewagi technologicznej wypracowanej w napędach konwencjonalnych, przy jednoczesnym zaniedbaniu rozwoju technologii elektromobilnych, nad którymi Chińczycy zaczęli pracować znacznie wcześniej, ładując w to górę państwowych pieniędzy. Słowem, nie dość że europejskie firmy wystartowały w tym wyścigu później, to na dokładkę rywale ewidentnie biorą koks i nie chcą się poddać kontroli dopingowej, a sędzia może im najwyżej nagwizdać.

Parę lat temu nasz znajomy sinolog, który spędził w Chinach spory kawałek życia, tłumaczył, na czym polegał plan Denga Xiaopinga, który pod koniec lat 70. postanowił otworzyć Kraj Środka na świat i nawiązać romans z kapitalistami, tłumacząc partyjnym towarzyszom słuszność tej polityki słynnym bon motem o kocie, który nie ważne czy biały, czy czarny – ma łowić myszy. Otóż zamysł starego Denga był następujący: dać się kapitalistom w Chinach urządzić, a następnie powolutku przejąć interes.